środa, 14 listopada 2012

Pawie oczka, jesień i ogólna nuda...

Na blogu nie pisałam już bardzo długo. Nie miałam ani czasu, ani weny, ale dzisiejszego wieczora wenę mam, czasu nadal za mało, ale trzeba go próbować zatrzymać. ;) Będzie znów o jesieni, bo niestety żadnych udokumentowań kulinarnych ostatnio nie robiłam, ale spróbuje to naprawić.
Najpierw o pewnym pawiu...,

którego spotkałam na jesiennym spacerze. Był bardzo towarzyski i żarłoczny... :)

 prawie złote drzewo... ( a prawie robi wielką różnicę)

jesienne słońce, które przedziera się przez  gałęzie drzew w parku

Więc mój post jeszcze nadal jesienny, ale kolejny obiecuję, że będzie o gotowaniu!

Miłego czwartku!

2 komentarze:

Piecuchowo pisze...

jakie wspomnienia obudziłaś, jako dziecko przez płot uciekałam z przedszkola do łazienek, zaraz w miejscu w którym jest zrobione ostatnie zdjęcie po prawej stronie jest górka i tam małe oczko z fontanna, tam się chowałam tam nikt nie zaglądał. Teraz dopiero sobie zdaję sprawę co musieli czuć rodzice jak 5 letnie dziecko znikało. Bry...ale taki łobuz byłam

Acacia pisze...

Miło mi bardzo, że moje zdjęcie przywołało wspomnienia. ;)